- Prosimy o zapięcie pasów, podchodzimy do lądowania.
Ten cholerny głos rozbrzmiewający w głośnikach zakłócił moją drzemkę. No... nie wiem, czy można drzemką nazwać prawie dziesięć godzin snu, ale już mniejsza o to. Zabluźniłam cicho pod nosem i posłusznie przypięłam się pasami bezpieczeństwa. Mój wzrok powędrował za okno i pierwszym co przykuło moją uwagę był fakt, że wszędzie było niezwykle pochmurno. Nie to samo co w ciepłym, pełnym życia Chicago. Najchętniej zaraz po opuszczeniu samolotu wykupiłabym bilet powrotny, nie zważając już nawet na te kolejne dwanaście godzin udręki.
Samolot po kołowaniu gładko wylądował na pasie startowym, a gdy tylko się zatrzymał pasażerowie zaczęli klaskać. Woda z sokiem wiśniowym po drugiej stronie samolotu zgniotła się mocno, rozchlapując napój na kobietę o bardzo gburowatym wyrazie twarzy. Mimowolnie zaśmiałam się głośno, a ona spojrzała na mnie jak na jakąś nawiedzoną.
No tak, mam specyficzny śmiech.
Opuściłam samolot i odebrałam swoje bagaże, teraz wystarczyło tylko zamówić taksówkę pod wskazany adres. Wyciągnęłam więc telefon i niezwłocznie wybrałam odpowiedni numer.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
- Chciałabym zamówić taksówkę na... - odwróciłam się, by odczytać nazwę lotniska - lotnisko Keane.
- Oczywiście, taksówka będzie na miejscu za około dziesięć minut. Przyjemnej podróży!
Rozłączyłam się bez zbędnego owijania w bawełnę. Co do lotniska... dość specyficzna nazwa.
Nagle na mój nos skapnęła kropla wody. Uniosłam głowę i spojrzałam w niebo, i dokładnie w tej samej chwili poczułam się tak, jakby wylała się na mnie tona wody. I wciąż jej przybywało. Na ulicach nie było już nikogo, tylko ja stałam jak kamienny posąg niczego się nie spodziewając.
Popędziłam w stronę najbliższego przystanku autobusowego i dokładnie schowałam się pod zadaszeniem. Ech, co za pechowy dzień.
A taksówka pojawiła się pół godziny później.
* * * * * * *
Przekroczyłam bramę, za którą znajdował się potężny gmach akademii. Smukłe wieże wznosiły się wysoko ku górze, a ja zastanawiałam się, czy ktokolwiek miałby odwagę tam wejść. Na samym środku znajdował się a la staw, a dojście do pałacu akademii umożliwiały umieszczone z dwóch stron potężne mosty. Dokładnie tak, jakbym znalazła się na planie jakiegoś horroru.
Moje życie wywróciło się do góry nogami, gdy tylko odkryłam swoją moc. Na początku była słaba i udawało mi się nad nią panować, z wiekiem było jednak coraz gorzej. W końcu postanowiłam przyznać się rodzicom, a ci niezwłocznie wysłali mnie tutaj. Na drugi koniec świata.
Pociągnęłam za potężne wrota, a te uchyliły się z głośnym skrzypieniem. Żadnych odgłosów oprócz kropel wody ściekających z moich włosów i rozchlapujących się o gładką, ciemną posadzkę. Rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu biura lub czegoś w tym rodzaju, jednak jedyną żywą duszą jaką dostrzegłam był akurat schodzący po schodach na dół chłopak.
Daniel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz